wtorek, 24 stycznia 2017

Wróciłam z turnusu rahabilitacyjnego w Starogardzie Gdańskim. Z tymi turnusami to tak jest, że dofinansowanie dla dorosłej osoby niepełnosprawnej należy się jeden raz na trzy lata u nas w Głogowie. Dzieciom jest łatwiej, bo mogą dostać dofinansowanie dwa razy do roku na siebie i na rodzica. Ale nie chcę tutaj pisać wywodów na temat równego traktowania, chciałbym napisać co się ze mną dzieje od jakiegoś czasu...

BÓL...Tylko to czuję przez ostatnie dni. Tak silny w nogach, prawej ręce i plecach, że te wszystkie środki,
w które zostałam zaopatrzona onkologicznie nie działają.
Przed wyjazdem byłam w naszym szpitalu na SOR, ból wykręcał mi rękę wraz z barkiem i łopatką. Byłam w szoku, jak mnie potraktowano. Nie pozwolili mi, aby mój mąż był przy mnie, odesłali go do poczekalni, a ja sama nie dałam rady poruszać się na wózku,
z jedną ręką. Pielęgniarka wkurzona, że musi mnie prowadzić, pomagać...no koszmar jakiś.
Poprosiłam o Rtg, Usg, żeby określić źródło bólu. Doktor odpowiedziała, że to nie diagnostyka, że tutaj mogą dać kroplówkę z ketonalem i to wszystko. No nie wytrzymałam, to ja z rakiem, przerzutami udaję się z silnym bólem na pomoc do szpitala, a tam żadnego badania, tylko doraźnie kroplówka?
Po wypowiedzeniu swojego zdania, w końcu zrobili prześwietlenie, nic nie wykazało. Doktor zasugerował, że to może rozrost guza w rdzeniu i przez to naciska na jakieś nerwy.
30 stycznia mam rezonans dwóch odcinków: szyjnego i piersiowego, a 13 lutego lędźwiowego. Bardzo, ale to bardzo się boję, żołądek mam ściśnięty i aż mnie mdli, jak sobie pomyślę. Ja czuję po swoim stanie, że ten " dziad " rozrasta się, znowu czuję mrowienie takie jak za pierwszym razem, ręce, nogi...
W chwili obecnej jestem tylko na leczeniu alternatywnym, które pochłania wszystkie pieniądze. Tak się zastanawiam...
Równo rok temu dr z DCO zaproponowała mi hospicjum i leczenie paliatywne, czy gdybym je wtedy przyjęła, to czy by teraz mnie mniej bolało? Miałam wtedy dwa wyjścia:
1. Chemia ( cisplatyna lub karboplatyna), skierowanie do hospicjum,
2. Nic z pomocy medycznej. Wypisanie z protokołu. Sama sobie.
Tak więc wybrałam drugą wersję.
Jeżdżę po Polsce, po świecie i szukam, pytam, konsultuję. Próbuję wszystkiego...
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że klinika Immunomedica, to było ogromne nieporozumienie. Już nie chodzi, że tyle pieniędzy tam straciłam, tak, straciłam, bo to leczenie selolem i Ecct to tylko spowodowało rozrost i przerzut. Niemalże straciłam nerkę i życie. Pomógł mi przykry przypadek, i tylko dzięki temu jeszcze mogę trochę namieszać tu na Ziemi. Wszyscy piszą, że wlewy z wit C. Owszem, ale ta witamina nie przekracza bariery, a tylko po to, żeby lepiej się poczuć to mogę kupić sobie acerolkę i wyjdzie tysiące złotych taniej. Hipertermia, można spróbować dla guzów zlokalizowanych na organach, mój prof mówi, że więcej szkody zrobi na wyściółczaki i glejaki. Są to takie guzy, których nie można podgrzewać. Nie wiem o co chodzi konkretnie, ale coś
o szybszym namnażaniu komórek gleju, gdy jest wysoka temperatura w organizmie. DSMO- środek chemiczny, wytwarzany z papieru, bardziej szkodliwy niż zatrucie pokarmowe. Bi bran i laminalina jest jeszcze do wypróbowanie. Niestety koszty zbyt wysokie jak na moje progi. Gdyby była jakaś możliwość gdzieś bezpłatnie spróbować, to ja pierwsza, na ochotnika bym się poddała. Cucumina- wlewy i macerat, bardzo chętnie, ale w późniejszym czasie, gdy skończę antygeny, jedno wyklucza drugie. Curcuminę można przyjmować tylko z piperyna, czego niektórzy nie wiedzą, dlatego jej działanie jest słabsze. Estry 3,6,9 są rewelacyjne, zamiast tranu, na odporność. Nasz polski omegaregen orginals polecam wszystkim, można w necie poczytać o jego czystej postaci. Dieta katogenna przy nowotworach, sprawdza się jedynie, gdy rygorystycznie jej przestrzegamy. Nie wierzę w oczyszczanie soda, kawą w diecie Garsona, Dąbrowskiej, przerabiałam to również. Pestki moreli, a dokładnie ich jądra, nie są wskazane, bo zawieraja kwas pruski i cyjanek. Szkodzą na układ nerwowy, Przy wyścółczaku zabronione są wszystkie wit z grupy B, a szczególnie B12, B17. Marihuany jeszcze nie próbowałam, w tej kwestii zdania są podzielone, a ja wole mój umysł, gdy jest czysty. Olejki rso, cbd z thc, na to tez trzeba mieć mnóstwo pieniędzy i nigdy nie wiadomo, czy dostaniesz olejek z marihuany czy z haszyszu. I jaki tam olej zastosowali. Jest jeszcze mnóstwo różnych metod, rzeczy, które krążą w internecie jako cudowne leki na raka. Na wszystkie trzeba brać poprawkę, poczytać, skonsultować się.
Metody alternatywne, fitoterapia również niewiele mają do zaoferowania, żeby przekroczyć barierę i dostać się do środka rdzenia, pomiędzy istotę szarą i białą.
Za trzy i pół roku mogłabym starać się o protonoterapię, bo tyle musi minąć od ostatniego naśweitlania radioterapią. Nie wiem, czy tyle będzie mi dane pobuszować na Ziemi, choć staram się ze wszystkich sił. Ale jest jakiś plan.
Gdybym wybrała pierwsze wyjście, które sugerowała dr...może by nie bolało, może byłabym nadal leżącą...a może chemia zrobiłaby swoje...
Nie wiem...
Gdybym miała ponownie wybierać, to zrobiłabym to samo, pomimo, że ból jest nie do opisania i po nocach nie mogę przez niego spać, a rano wstaję, jak bym była nie z tej planety, to ponownie wybrałabym moją WOLNOŚĆ.
Nie należy od razu wierzyć lekarzom, oni tez są omylni. Trzeba diagnozę skonsultować
z innymi lekarzami, nawet, jeżeli będą się nawzajem wykluczać.
Moim największym błędem podczas leczenia była radioterapia. Ślepo zawierzyłam lekarzom, to był mój największy błąd, za który zapłaciłam kalectwem i przypalonym rdzeniem, który już nigdy się nie zregeneruje. Ale wiedzę, która teraz posiadam zdobyłam za późno.

Jeszcze chciałam poruszyć jeden problem. Znajomy napisał mi, że odwiedzi mnie jak już wyzdrowieję. To odpisałam mu, że ja już nigdy nie wyzdrowieję, że jak wykryją komórki nowotworowe, to one już na zawsze pozostaną w organizmie. Można przedłużyć sobie życie stosując chemię, radio, cięcie i inne metody, ale nigdy w 100% nie pozbędę się tych komórek. Zawsze jakaś przyczai się w ukryciu i tylko będzie czekała na odpowiedni bodziec. Dlatego rak jest chorobą śmiertelną, nieuleczalną, nie ma na niego lekarstwa. Wczesne stadium pozwala na dłuższe życie, ale nikt nie zagwarantuje, że niższy stopień z czasem nie przerodzi się w wyższy, bardziej agresywny. Komórki nowotworowe są cwane, szybko się " uczą ". Jeżeli jakieś leczenie na nie działa, to szybko wychwytują to
i uodparniają się na daną substancję. Ponownie się namnażają i gdy podajemy to samo, żeby się ich pozbyć, one traktują to jako swoje paliwo i z podwójną siłą następuje podział.
Bardzo było mi przykro, że ludzie tak reagują, że nie wiedzą, że rakiem nie można się zarazić. To nie grypa, ani przeziębienie. Raka nie wyleczysz, ale też się nim nie zarazisz.
Ja wcale się nie dziwię, że onkologiczni nie mówią głośno o swojej chorobie, boją się odrzucenia przez najbliższych, przez znajomych. Bo tak właśnie większość myśli...
Szef z góry dał mi kochającego męża i cudowne dzieci. Gdyby nie Oni, nie wiem, czy podołałbym tej okrutnej chorobie i kalectwu.
Ufność i miłość...

Proszę o modlitwę w dniu 30 stycznia.
Dziękuję.


Asia 2017 (1)