" Nie boje się, gdy ze mną jest
Ojciec za rękę prowadzi mnie..."
Cały czas w głowie mi siedzi ta piosenka. Chodzi za mną.
Teraz już wiem dlaczego.
Przez ostanie trzy tygodnie miałam bardzo dużo stresów, nerwów. Żołądek i brzuch tak mocno mnie bolały, że nie dało rady mnie nawet spionizować. Czekanie na wynik rezonansu, to chyba najgorsza rzecz na świecie dla osób chorujących na nowotwory. A jeszcze wynik nie opisuje lekarz z ośrodka, tylko z innego ośrodka wiodącego.
W międzyczasie kluseczka była w szpitalu na badaniach, to też dodatkowy stres. Co tym razem pokaże rezonans głowy u dziecka. Doszły u niej dodatkowo wymioty i silne bóle brzucha. Kolejne nerwy i czekanie na wyniki. Zakończenie roku u dzieci, bal gimnazjalny. Do tego cztery razy
w tygodniu rehabilitacja, z czego dwa razy wyjazd do Wrocławia do Aksonu.
Z racji tego, że nie mam czucia w od piersi w dół, to nie poczułam gorącego talerza od spodu. Przykleił mi się do uda. Gdy chciałam podnieść, to wyrwałam z kawałkiem skóry. No i zrobił się kolejny wielki problem na nodze. Nie mogłam na to patrzeć, taka dziura. Dwa tyg leżenia i nie ruszania się, żeby to się jakoś zasklepiło. Nie chodzę, to moje rany wolniej się goją. Ale powolutku skóra daje radę.
No i brakuje doby na to wszystko. A stres sobie szalał i szalał.
Ale onkolog wysłał w końcu moje wyniki mri.
REGRES W STOSUNKU DO BADANIA Z LUTEGO!!!
Są to najpiękniejsze słowa, brzmią jak melodia dla duszy. Powiedziałam Margolci, że gdybym mogła chodzić, to tańczyłabym chyba całą noc. Kiedyś kochałam tańczyć,uwielbiałam. Czułam się wtedy wolna i szczęśliwa. Dlatego tak za tym tęsknię, cała sobą wyrażałam uczucia...bardzo mi tego brakuje...
Onkolog powiedział, że guz umiera od środka, bo z jednego wielkiego zrobiły się pojedyncze ogniska npl.
Z Siepomaga na tę chwilę zostało tylko na dwa miesiące leczenia.
Mało...bardzo mało...zważywszy, że leczenie przynosi pozytywne efekty, daje szansę. Mamy jakiś plan leczenia, który działa, ale nie ma pieniędzy...Doktor mówi, że jak się skończą fundusze, to pomyślimy co dalej...ale co może być?
Progres? Brak leczenia?
Ufam, że jest on mądrym doktorem i na pewno coś wymyśli.
Przecież tyle już osiągnęłam z jego pomocą.
- Rak się boi ludzi zuchwałych!
Utkwiło mi to bardzo w pamięci, bo nigdy tak o tym nie myślałam.
Tak mi powiedziała moja Ewa, gdy napisałam do niej, że mamy regres. Wspiera mnie i pomaga, jest jedną z tych pomagających i skromnych osób. Mówię na nich:
" Moje ciche anioły".
Dlatego każdego dnia, gdy otwieram oczy, to cieszę się, że Bóg daje mi kolejną szansę na przeżycie najpiękniejszego dnia.
I teraz już wiem, dlaczego ta piosenka tak " chodzi mi po głowie "
Nie ważne, że jest ciężko, że mam ogromne stresy, że czasami wszystko dostaje " w łeb ", że wydaje mi się- nie dam rady, za chwilę umrę, to jednak Ojciec mocno trzyma moją rękę, czuję to, ściska i nie puszcza. Nawet, gdy się wywrócę, krew tryska, wszystko się wali, On mnie trzyma mocno. Podnosi
i znowu prowadzi.
To tak jest. Bo dla Boga jesteśmy jedni, jedyni i niepowtarzalni. Jak takie malutkie dzieci, które uczą się chodzić. I o to chodzi, o zaufanie. Tak więc nadal idę i trzymam Go za rękę. Bo On wie, gdzie mam iść...
P.S. Dziękuję Wam moje ciche anioły, że mi pomagacie.
Jest Was tak dużo, pamiętam o Was i ciągle Was noszę w sercu.