Gdybym tylko mogła pójść...
Chyba i mnie dopada jesienna depresja. Tak długo nie mogę już chodzić, że moje ciało zapomniało jak to się robi. Siedzę na tym wózku i czasami tępo patrzę na ludzkie nogi, jak chodzą, jak je stawiają, na stopy, które utrzymują ciężar ciała. Patrzę i tak mocno zazdroszczę . Ktoś mi powiedział, że nie można pozytywnie zazdrościć. No tak, prawda. Zazdroszczę, bo wiem, że ja już nigdy nie stanę na moich nogach, nigdy...To tak gdzieś w głębi duszy boli...To taki rodzaj bólu, który rozrywa od wewnątrz.
Ale mam sny...sny, w których tańczę w zielono butelkowej sukience z koronki, chodzę, a nawet biegam...piękne moje sny...
Pomimo ciągłej rehabilitacji ciągle nie potrafię sama siedzieć, muszę być obładowana poduszkami.
Tyle łez wylałam już z siebie. Jeszcze do niedawna miałam nadzieję, ale teraz już odeszła, po ostatnim badaniu rezonansu. Rozmiar guzów stanął w miejscu, rdzeń przerwany.
Mój onkolog zapisał mnie na PET, czyli takie bardzo dokładne badanie całego ciała. Bardzo się boję, bo ono pokazuje nie tylko komórki nowotworowe, guzy, ale również inne choroby, np zatory, choroby serca, wątroby, czy zmiany w mózgu. Z jednej strony ciekawość bierze górę, bo wiadomo, co można jeszcze podleczyć, a z drugiej strony wielka obawa, że co jeszcze wykryją.
Kończy się powoli czas na inhibitory. Może nie czas, ale pieniądze się kończą. Bardzo żałuję, bo wszystkie skutki uboczne mam w miarę opanowane. Trochę to serce niepokoi lekarza, ale tabletki to opanują, jak resztę.
Dzisiaj od pielęgniarki z hospicjum dostałam glukometr, bo coś z cukrem nie tak jest. Ciśnienie, które było stosunkowo niskie, od dłuższego czasu podwoiło, a nawet potroiło się. Ale i na to są tabsy.
Tak więc , gdy ktoś mówi, że dobrze, że nie biorę chemii, to uśmiecham się pod nosem, bo ta osoba nie rozumie co mówi. Tłumaczę spokojnie, ale bardzo ciężko to zrozumieć, bo niektórzy maja mylne wyobrażenie o chemii i leczeniu onkologicznym. Chemia, to nie zawsze hektolitry w woreczkach,
to również tabletki.
Dzisiaj dowiedziałam się, że mąż mojej kuzynki zachorował na czerniaka złośliwego. Najgorszy stopień. Dobrzy ludzie, kochani, do rany przyłóż. Dużo mi pomagali podczas mojego chorowania. Płakałam razem z kuzynką. Dałam namiary na dobrych lekarzy. Ale nie mogę im więcej pomóc, choć bardzo bym chciała. Dopiero wchodzą w ten świat onkologiczny, jest im ciężko
i trudno. Ale wiem,że sobie poradzą. Kuzynka to dobry i mądry człowiek. Wierzę, że znajdzie na tyle siły, żeby pomóc mężowi i prowadzić po najlepszych drogach i decyzjach.
Synio wrócił z Uczelni w odwiedziny. Tak się bardzo cieszę, że ciągle uśmiecham się sama do siebie. Margolcia nocowała w domku. Jakie to piękne uczucie mieć znowu całą swoją trójkę dzieci razem
w domu. Jak Marika wyprowadziła się rok temu do swojego mieszkania, to się cieszyliśmy, że pracuje, sama się utrzymuje, rodzicom pomaga. Później Erwin wyprowadził się do innego miasta na studia. Zostaliśmy sami z najmłodszą kluseczką. Cisza i spokój aż dzwoniły w uszach.
A teraz wszystkie dzieci są w domu. Nieważne, że na noc, na dzień, ale są , wszystkie moje, jak dawniej. Tylko teraz nie mogę pójść i przytulić ich jak dawniej, pobłogosławić, pośmiać się w łóżku.
Spały moje " maluchy", a ja słuchałam w nocy ich oddechów z daleka, z otwartymi drzwiami, jak dawniej...
Nie da się przejść życia bez cierpienia, bo każdy ma swój krzyż, ale można pozostać nadal dobrym człowiekiem.
Dziękuje Ci Boże za ten dzień, za miłość, za dzieci, męża.