Bardzo długo nie pisałam, skutki uboczne leczenia powaliły mnie do łóżka.
Nagły ból w plecach, tak silny, że moja pielęgniarka nie mogła sobie poradzić spowodował,
że zemdlałam.
Szybki telefon na pogotowie.
Nie przyjadą, bo osoba z nowotworem, bo Krzyś ma dzwonić na pomoc świąteczną.
Nie ważne, że sparaliżowana, że leżąca, że sam jeden facet nie może pomóc omdlałej kobiecie.
To nie jest ważne w dzisiejszych czasach.
Jak dobrze, że Pani Gosia przyszła szybko, że ona zadzwoniła, że szybko karetka przyjechała.
Zabrali mnie na pledzie. Zdążyłam zobaczyć piękne błękitne niebo...
Piękna letnia pogoda, pełnia lata, cieplutko...
Kiedyś byśmy szykowali się do Boszkowa nad jezioro. Ja bym smarowała kanapki, szykowała herbatę w termos, do koszyka owoce. Zabawki dla średniaków, materac dla najstarszej.
Matko, jak to boli, jak bardzo tęsknię za tym, kiedy byłam zdrowa, kiedy chodziłam, kiedy mogłam wszystko robić i bawić się z dziećmi...ten ból w środku pali, bardzo...
A teraz jadę w tej karetce i zastanawiam się, czy wrócę do domu...czy zobaczę jeszcze moje dzieci...
SOR
Z jednej strony jakiś pan w kajdankach, ubliża policjantce, ma zdrowe nogi, ręce, jest silny...
Z drugiej pani siedzi na wózku i przygląda mi się...
Boże mój, ten ból za chwilę rozerwie mi plecy, serce, rozerwie mnie na pół...
O tak, podali mi fenantyl, ale mocniejszy, żeby móc zrobić rtg i tk.
Już odszedł ból, już mogę pomyśleć tak jakoś logicznie.
Łapię się na tym, że pierwszy raz od pięciu lat chorowania na nowotwory rdzenia chciałam umrzeć, umrzeć i nie czuć bólu, już na zawsze.
Mój mąż powiedział mi, że powtarzałam to, że chcę umrzeć. Jak bardzo musiał to być silny ból,
że człowiek chce opuścić swoich najbliższych i odejść...
Szybki tel do onkologa. Dexaven 3 razy po 8 mg i matrifen 50 na początek.
Jak bardzo dziękuję Bogu za tego człowieka, że gdzieś po drodze go spotkałam.
Po badaniach zaopatrzona w leki odwieziona do domu.
W końcu usnęłam, na krótko, bo ból w plecach i w barku znowu mnie obudził.
Telefon do mojej Pani Gosi. Była w mig. Znowu dexaven, plaster. Poczekała ze mną, aż zacznie działać, pogłaskała po głowie, po dłoniach, jak mama. Czułam się jak zagubione, zmęczone
i cierpiące dziecko, bezradność odbijała się w moich oczach.
Ale jej ciepły dotyk bardzo mi pomógł, poczułam się bezpiecznie.
Czwarta rano.
- Pani Gosiu, znowu umieram z bólu.
- Narzucę bluzkę i zaraz będę.
Jest już lepiej, znowu zasypiam i ostanie co widzę , to mojego Krzysia wtulającego się w moją twarz.
- Skarbie, gdybym odeszła, gdy będę śniła, to pamiętaj, że zawsze, ale to zawsze będę Ciebie
i dzieci kochała. Znajdę Was kiedyś...
Moja walka z ostrym bólem trwała trzy długie tygodnie. Nie wiedziałam jaki jest dzień, czy to noc, budziłam się tylko na ból.
Powolutku udało się go opanować.
Nie jest już 10! ( w skali 1-10), lecz na granicy 4,5. Znośny, chyba się nawet z nim zaprzyjaźniłam.
Od 1 czerwca biorę kolejny inhibitor Nexavar, gdzie substancją jest Sorafenib. Bardzo drogi. Miałam na nim silny progres. Załamałam się.
Po konsultacjach mój onkolog powiedział, że to może być pozorna progresja. Żeby poczekać
i pobrać go co najmniej 12 tygodni.
To czekam na mri na październik. Tak mocno bym chciała, żeby działały. Wiem, że nie jest możliwe wyleczyć się z guzów w rdzeniu, że one są już na zawsze. Że te inhibitory nie leczą, że kupuję sobie tylko odrobinę czasu więcej. Ale ten czas jest tak bardzo cenny teraz dla mnie.
Margolcia zaraz za mąż wychodzi. Ślub w naszym kościele, skromne przyjęcie, takie dla najbliższej rodziny. Moja malutka, a zarazem już taka duża córeczka zostanie niebawem żoną.
Czas mija...szybko...za szybko...
Moje maluchy tak szybko zdążyły urosnąć, a dopiero co uczyliśmy je z Krzysiem stawiać pierwsze kroczki, mówić i kochać...
Dobry Boże, tak bardzo chciałabym zatrzymać czas, żebym zdążyła nacieszyć się życiem, dziećmi, mężem...tak bardzo bym chciała...