Kontrolny rezonans wskazał wzrost guza w głowie. Niewielki, w granicach normy, ale zawsze to wzrost. Muszę zarejestrować się do neurochirurga w Warszawie na konsultację.
Pod koniec października mam mri kręgosłupa. Tutaj mam tak wielkiego stracha, tak mocno się boje, że sorafenib nie będzie działał...
Bardzo słabiutka jestem, śpiąca. Badanie serca wykazało jakieś uszkodzenie, trzustka niewydolna, badanie na posiew moczu źle wyszło.
W pewną sobotę Kornelka ścięła mi włosy, resztkę, która została. Łyse placki, wypadające resztki...brak brwi i rzęs.
Ostatni znak kobiecości odszedł nie wiadomo na jak długo...nie wiadomo, czy odrosną po tych lekach...?
Na tę chwilę zrezygnowałam z rehabilitacji w Aksonie. Tak bardzo mi jej brakuje. Ćwiczeń, atmosfery i fizjoterapeutów, którzy z sercem podchodzą do każdego. Po każdych ich zajęciach człowiek jakby nowonarodzony wyjeżdżał.
Jakie to wszystko trudne i ciężkie...
Tak bardzo bym chciała być zdrowa, bez guzów w całym rdzeniu i głowie, tak bardzo...
Żeby ktoś znalazł lek, czy cokolwiek, żeby guzy zniknęły...
Mogę jeździć nadal na wózku, ćwiczyć, ale żeby nie mieć choroby nowotworowej.
Tak długo już trwa leczenie.
Pierwszego lutego 2014 r zaczęły się pierwsze objawy. Gdyby wtedy lekarze wykryli, że to guzy
w rdzeniu, a nie rwa kulszowa i dyskopatia, to dzisiaj byłabym zdrowa, chodziłabym...
Jak mocno to boli...
Żal i smutek...
Ludzie często do mnie piszą, że walcz, walcz. A co ja robię od ponad pięciu lat?
Walczę tak mocno o każdy dzień, o leki, które kosztują tysiące, o jeden procent, o zdrowie dzieci, męża...o wszystko walczę każdego dnia...Gdyby tak nie było, to i by mnie już nie było.
Ból - mój nieodzowny towarzysz od kilku lat. Nauczyłam się z nim żyć, pomagając sobie lekami. Oswojony i przygarnięty. Może kiedyś sam odejdzie?
Rzadko publikuję swoje zdjęcia na blogu, ale teraz chciałabym wstawić troszkę takich na chwilę
z przed choroby i podczas leczenia. Wiem, że zmiany są wielkie, ale...no własnie, widać, jak leczenie mocno zmienia człowieka, mocno...














