- Mamo, rodzę.
- O matko, już?
- Pomóż mi.
- Ale jak żabko. jesteś na porodówce, a ja w domu przy telefonie.
Jest trzecia rano, albo jeszcze noc...zależy dla kogo.
Czekam na jakiekolwiek info od Margolci.
Nic, cisza...
Zaczynam się denerwować, to za długo trwa, 15 h...zbyt długo.
Biedna moja, malutka... Dopiero ja ją rodziłam. Młoda, szalona, z głowa pełną pomysłów na życie.
A teraz ona tam biedna leży, w maseczce, nie chcą jej nawet tlenu podać.
Dopiero nad ranem dostałam informacje, że mały okruszek zdrowy, na świecie, że Margolcia wyczerpana śpi.
Uff...mogę wstawać.
- Krzysiu jesteśmy dziadkami. Okruszek już jest. Margolcia odpoczywa.
- Może coś potrzebuje tam? Zawiozę jej.
- Wszystko ma skarbie.
Ma już przy sobie największą miłość na świecie, już ma swojego okruszka. Daj dziecku, niech odpocznie.
- No dobrze, a kiedy do domu?
- Ale Ty się pieklisz. Zadzwoni, to powie wszystko.
- Muszę zadzwonić do dziadków, że zostali pradziadkami, ale się ucieszą.
Czekaliśmy na maluszka dziewięć miesięcy. Zaczekamy te dwa dni.
Pojechali.
Jest...
Marika położyła maluszka obok mnie.
Otworzył swoje oczka i patrzył, tak patrzył, jakby samo niebo do nas zeszło na Ziemię. Jakby chciał powiedzieć, czekałem na Was. Kocham was.
Popłakałam się.
Wiem, że maluszki nie rozumieją, nie widzą.
Ale mały Krzyś tak spojrzał, jakby chciał powiedzieć,
że Bóg nadal nas kocha, że pomimo tego bólu i całego cierpienia
On jest ciągle obok, jest blisko.
- No i dlaczego płaczesz?
- To ze szczęścia Krzysiu.
Jest z nami, płacze, wcina pierś, rośnie.
Doczekałam się pierwszego wnuka. ktoś powie, taka młoda już babcią? To nic. To szczęście widzieć jak dzieci się rodzą, jak przychodzą do nas w trudnych momentach życiowych.
To wielkie szczęście i błogosławieństwo.
Dziękuję wszystkim za modlitwę, bo był moment, że z małym Krzysiem było ciężko.
Ale jest już dobrze.