piątek, 19 sierpnia 2016

Ech!!! To życie...ciągle zaskakuje...
Pojechałam dzisiaj na rezonans. Byłam pewna, że nastąpił regres. W końcu biorę selol, ahcc i mnóstwo innych suplementów, zapisanych przez dr Szalusia z Kliniki Immunomedica. Po badaniu rozmawiam z lekarzem:
- I co Panie doktorze, mniej świeci ten mój dziad, nie?
- Proszę Pani, w części piersiowej jest progres, przerzut w lędźwiówce jest znacznie większy niż poprzednio. Proszę przyjechać we wtorek na ponowne badanie. Musimy określić, jak daleko zszedł i w jakiej wielkości się rozlał.
- Matko kochana! To nie dzieje się naprawdę! Przecież miał być mniejszy, a nie rosnąć.
Znowu poleciały mi łzy...Przecież tak nie można, ileż mogę jeszcze tych ciągłych progresów mieć w tym rdzeniu...

Byłam u profesora Jarmundowicza na wizycie, chciałam, żeby wypełnił mi papiery na leczenie transgraniczne. Kochany profesor, zgodził się, powiedział, że pomoże. Potrzebujemy tylko zaświadczenia z Charite, że obejmą mnie leczeniem, wystawią kosztorys, napiszą dawki, ilość i plan leczenia. Mam tylko nadzieję, że po tym rezonansie nie zmienią zdania. Że jeszcze nie jest za późno, żeby ten przerzut zaatakować protonami. Na dokładkę zachorowałam na anginę z jakimiś grzybami. Gorączka, wymioty i ogromny ból gardła nie dają mi spać od trzech dni. Augumentin dopiero zaczął działać. Na czas antybiotyku lekarz kazał odstawić leki
z Immunomedicy, mega osłabienie organizmu i omdlenia. Mam nadzieję, że do kompletu już nic nie dostanę, bo i tak wszystko razem się gryzie.

Jakoś tak mi wewnętrznie bardzo smutno. Znowu zaczęło się walić, znowu dwa kroki
w tył...Może przez przypadek, albo wiedziona przez swojego Anioła przeczytałam na jednym z portali społecznościowych opowiadanie napisane przez mamę pewnego chorego chłopczyka. Było mi to potrzebne w tej chwili zwątpienia. Dziękuję Ci mamo Franusia za te słowa. Podzielę się z Wami:

Pewien człowiek bardzo chciał zrozumieć postępowanie Boga...dlaczego Bóg jednemu daje...
a drugiemu zabiera...modlił się więc gorliwie by to zrozumieć...Bóg wysłuchawszy jego pytań wysłał do niego Anioła...by ten jeden dzień mógł go obserwować...
Anioł rzecz jasna miał wykonywać zadania powierzone mu przez Pana...Idą drogą
i widzą żebraka do którego podchodzi zamożny człowiek i wręcza mu puchar...biedny człowiek cieszy się, że już skończy się jego ubogi żywot i za sprzedaż kielicha będzie mieć co jeść. Z tej radości zasypia...a Anioł wtedy porywa kielich i wyrzuca go
w morze...
"Jak tak możesz robić?!!!" krzyczy człowiek...przecież on mógłby dzięki temu stać się normalnym człowiekiem....nie musiałby żebrać...
"Taka jest wola Pana" odpowiedział Anioł i ruszyli dalej...
Przed nimi stał mały rozpadający się domek...a w nim śpiąca rodzina...ojciec, matka
i piątka dzieci...ludzie prawi i bogobojni...ale bardzo biedni...posiadali w zasadzie tylko miłość do siebie i poszanowanie dla innych...Anioł zapalił zapałkę i podpalił dom...dom spłonął i rodzina cudem ocalała z pożaru...
"Jak śmiesz!!!" zniszczyłeś cały ich dobytek choć i tak mieli tak mało!!!"...
"Taka jest wola Pana" odrzekł Anioł i poszli dalej...
Doszli do maleńkiej rzeczki przez którą przechodził ojciec z pięcioletnim synem na ramieniu...przeskakiwał z kamienia na kamień...wtem Anioł zamachał skrzydłami i ojciec wraz z dzieckiem wpadli do wody....mimo prób ojciec nie zdołał uratować dziecka...sam ledwo wyszedł na brzeg...
"Tego już za wiele!!!!" krzyczał człowiek....Bóg okrada ludzi, podkłada ogień pod ich domy...ale to też zabójca i morderca małych dzieci!!!!" nie będę wierzył w kogoś kto jest aż taki zły!!!
A Anioł mu tak odpowiedział...
- W kielichu, który wyrzuciłem była trucizna..ten ubogi żebrak otrułby się...
w miejscu pogorzeliska, gdzie rodzina próbowała odbudować dom znaleziono zakopany skarb...i od tej chwili mają pieniędzy pod dostatkiem nie martwią się za co nakarmią swoje dzieci...
człowiek, który niósł syna był sadystą i znęcał się nad rodziną...nad tym synkiem także...gdy ledwo uratował się z nurtów rzeczki odmieniło się jego serce i od tej pory nie bił żony ani dzieci, stał się bardzo religijny i całe życie odpokutowywał za wyrządzone grzechy...razem z rodziną trafił do Nieba, gdzie jest już jego pięcioletni synek...radują się teraz, że mogą być razem....

W tej chwili potrzebowałam jakiegoś zrozumienia i przyszło... Taka jest wola Pana...
Może rzeczywiście tak ma być? Gdy człowiek choruje na raka z przerzutami, to bardzo, ale to bardzo jest mu trudno zaufać Bogu. No i wyciągnęłam wnioski dla siebie:


" ROBIĆ NA ZIEMI WSZYSTKO, CO TYLKO MOŻLIWE PO LUDZKU, I UFAĆ NIEBU NA 100% CAŁYM SWOIM SERCEM "