Ech!!! To życie...ciągle zaskakuje...
Pojechałam dzisiaj na rezonans. Byłam pewna, że nastąpił regres. W końcu biorę selol, ahcc i mnóstwo innych suplementów, zapisanych przez dr Szalusia z Kliniki Immunomedica. Po badaniu rozmawiam z lekarzem:
- I co Panie doktorze, mniej świeci ten mój dziad, nie?
- Proszę Pani, w części piersiowej jest progres, przerzut w lędźwiówce jest znacznie większy niż poprzednio. Proszę przyjechać we wtorek na ponowne badanie. Musimy określić, jak daleko zszedł i w jakiej wielkości się rozlał.
- Matko kochana! To nie dzieje się naprawdę! Przecież miał być mniejszy, a nie rosnąć.
Znowu poleciały mi łzy...Przecież tak nie można, ileż mogę jeszcze tych ciągłych progresów mieć w tym rdzeniu...
Byłam u profesora Jarmundowicza na wizycie, chciałam, żeby wypełnił mi papiery na leczenie transgraniczne. Kochany profesor, zgodził się, powiedział, że pomoże. Potrzebujemy tylko zaświadczenia z Charite, że obejmą mnie leczeniem, wystawią kosztorys, napiszą dawki, ilość i plan leczenia. Mam tylko nadzieję, że po tym rezonansie nie zmienią zdania. Że jeszcze nie jest za późno, żeby ten przerzut zaatakować protonami. Na dokładkę zachorowałam na anginę z jakimiś grzybami. Gorączka, wymioty i ogromny ból gardła nie dają mi spać od trzech dni. Augumentin dopiero zaczął działać. Na czas antybiotyku lekarz kazał odstawić leki
z Immunomedicy, mega osłabienie organizmu i omdlenia. Mam nadzieję, że do kompletu już nic nie dostanę, bo i tak wszystko razem się gryzie.
Jakoś tak mi wewnętrznie bardzo smutno. Znowu zaczęło się walić, znowu dwa kroki
w tył...Może przez przypadek, albo wiedziona przez swojego Anioła przeczytałam na jednym z portali społecznościowych opowiadanie napisane przez mamę pewnego chorego chłopczyka. Było mi to potrzebne w tej chwili zwątpienia. Dziękuję Ci mamo Franusia za te słowa. Podzielę się z Wami:
Pewien człowiek bardzo chciał zrozumieć postępowanie Boga...dlaczego Bóg jednemu daje...
a drugiemu zabiera...modlił się więc gorliwie by to zrozumieć...Bóg wysłuchawszy jego pytań wysłał do niego Anioła...by ten jeden dzień mógł go obserwować...
Anioł rzecz jasna miał wykonywać zadania powierzone mu przez Pana...Idą drogą
i widzą żebraka do którego podchodzi zamożny człowiek i wręcza mu puchar...biedny człowiek cieszy się, że już skończy się jego ubogi żywot i za sprzedaż kielicha będzie mieć co jeść. Z tej radości zasypia...a Anioł wtedy porywa kielich i wyrzuca go
w morze...
"Jak tak możesz robić?!!!" krzyczy człowiek...przecież on mógłby dzięki temu stać się normalnym człowiekiem....nie musiałby żebrać...
"Taka jest wola Pana" odpowiedział Anioł i ruszyli dalej...
Przed nimi stał mały rozpadający się domek...a w nim śpiąca rodzina...ojciec, matka
i piątka dzieci...ludzie prawi i bogobojni...ale bardzo biedni...posiadali w zasadzie tylko miłość do siebie i poszanowanie dla innych...Anioł zapalił zapałkę i podpalił dom...dom spłonął i rodzina cudem ocalała z pożaru...
"Jak śmiesz!!!" zniszczyłeś cały ich dobytek choć i tak mieli tak mało!!!"...
"Taka jest wola Pana" odrzekł Anioł i poszli dalej...
Doszli do maleńkiej rzeczki przez którą przechodził ojciec z pięcioletnim synem na ramieniu...przeskakiwał z kamienia na kamień...wtem Anioł zamachał skrzydłami i ojciec wraz z dzieckiem wpadli do wody....mimo prób ojciec nie zdołał uratować dziecka...sam ledwo wyszedł na brzeg...
"Tego już za wiele!!!!" krzyczał człowiek....Bóg okrada ludzi, podkłada ogień pod ich domy...ale to też zabójca i morderca małych dzieci!!!!" nie będę wierzył w kogoś kto jest aż taki zły!!!
A Anioł mu tak odpowiedział...
- W kielichu, który wyrzuciłem była trucizna..ten ubogi żebrak otrułby się...
w miejscu pogorzeliska, gdzie rodzina próbowała odbudować dom znaleziono zakopany skarb...i od tej chwili mają pieniędzy pod dostatkiem nie martwią się za co nakarmią swoje dzieci...
człowiek, który niósł syna był sadystą i znęcał się nad rodziną...nad tym synkiem także...gdy ledwo uratował się z nurtów rzeczki odmieniło się jego serce i od tej pory nie bił żony ani dzieci, stał się bardzo religijny i całe życie odpokutowywał za wyrządzone grzechy...razem z rodziną trafił do Nieba, gdzie jest już jego pięcioletni synek...radują się teraz, że mogą być razem....
W tej chwili potrzebowałam jakiegoś zrozumienia i przyszło... Taka jest wola Pana...
Może rzeczywiście tak ma być? Gdy człowiek choruje na raka z przerzutami, to bardzo, ale to bardzo jest mu trudno zaufać Bogu. No i wyciągnęłam wnioski dla siebie:
" ROBIĆ NA ZIEMI WSZYSTKO, CO TYLKO MOŻLIWE PO LUDZKU, I UFAĆ NIEBU NA 100% CAŁYM SWOIM SERCEM "
Cóż mogę napisać z pozycji człowieka, który jest w miarę zdrowy, albo niezdiagnozowany... - z nadzieją na to pierwsze - niewiele. Z pozycji zwykłego śmiertelnika, który boi się cierpienia - jeszcze mniej; z racji filozoficznego wykształcenia - już zupełnie nic...; wiem jedno - wiara, a właściwie zaufanie Bogu - nawet w największym cierpieniu (to dopiero wyczyn) przynosi cudowne owoce. Nic w tym momencie innego nie przychodzi mi do głowy, jak polecić lekturę Dzienniczka mojej ukochanej Siostry Faustyny, która to Święta bardzo skutecznie mi (i nie tylko mnie) w życiu pomogła, pomaga i mam nadzieję - nigdy nie przestanie. W Internecie zamieszczona jest konkordancja do Dzienniczka; wystarczy wpisać: CIERPIENIE i rozważać poszczególne fragmenty. Któryś ze świętych (nie jestem w stanie sobie przypomnieć który - być może Loyola) powiedział, że cierpienie jest największym skarbem na ziemi; gdyby ludzie mieli tego świadomość wykradali by je sobie nawzajem. Niestety - po ludzku patrząc niepodobna tego ogarnąć, dlatego pozostaje perspektywa szersza. Tak czysto po ludzku zamiana Maksymiliana Kolbego z Franciszkiem Gajowniczkiem dla wielu jest zupełnym frajerstwem, Chrystusowa męka, krzyż i śmierć - wydają się być pozbawiona sensu. Na szczęście oczy wiary są szerzej otwarte, dostrzegają niewidzialne dla oczu ciała - widzą to, co najcenniejsze; w Krzyżu dostrzegają Miłość, która zadaje śmierć śmierci, widzą klucz do Zmartwychwstania. O godzinie 15 polecam Koronkę do Bożego Miłosierdzia (cześć obrazu to nie tylko wpatrywanie się w oblicze Jezusa, ale czynienie miłosierdzia: słowem, modlitwą, czynem - wówczas jest niezwykle skuteczna, a przez nią można wyprosić wszystko, zwłaszcza gdy jest się w stanie łaski uświęcającej...). Proszę o tym pamiętać i choć teraz polecę z grubej rury - każdorazowo i zawsze UFAĆ, że wszystko w Jego Boskich Rękach - i nie bać się niczego. Wiem - łatwo mi niestety tylko pisać... Pozdrawiam i nieludzko życzę Pani Uzdrawiającej Mocy Ducha Świętego, wszelkich potrzebnych błogosławieństw, darów, charyzmatów i łask, wiary, nadziei i tej największej w Boskiej aksjosferze - MIŁOŚCI. P.S. na stronie www.mimj.pl są transmisje (Bóg jest odwiecznym Teraz, więc niekoniecznie trzeba słuchać na żywca - wystarczą retransmisje Mszy Świętych z modlitwą o uzdrowienie), polecam też internetowe dzieło Ojca Adama Szustaka, Magda. :-)
OdpowiedzUsuńJoasiu , bardzo pięknie napisała p. Magda i wiem , i widziałam ,że wszystko jest mozliwe i nic nie jest oczywiste .... Lekarze to tez nie bogowie...
OdpowiedzUsuńWażne jest ufać i nie poddawać się , szukać wciąż nowych sposobów , rozwiązań.
Piękną historię w tym wpisie opowiedziałaś i mądrą, bo pozwoliła i mnie coś ważnego zrozumieć.
Poznałam Cię i poczułam to na pewno (a mówią ,że mam dobrą intuicję ) ,że jesteś inna , wyjątkowa.
Bardzo silna i masz cudownych ludzi wokól siebie.
Wciąz jestem z Tobą myślami i sercem , choc i mnie dopadło ostatnio wiele powaznych problemów. Rozwiązuję je po kolei , choć są to wyjątkowo bolesne i przykre sprawy.
Byłam matką trzech Córek. Mam już tylko jedną i to jej życie bardzo się pogmatwało... Nie mam żadnego ukojenia i nie moge się cieszyć. Czasami myslę ,że to przekleństwo jakieś.
Nie poddam się jednak.
Spotykam tak cudownych Ludzi jak Ty i wracają mi siły.
Dlatego Joasiu nie poddawaj się , nawet , gdy wyniki badań Cię zaskakują . Słuchaj swojego serca , ciala i walcz.
Przytulam Cię <3
Pani Magdo, ma Pani rację-oczy wiary szeroko otwarte, tylko wtedy możemy przyjmować Krzyż z pokorą. Ale jakże ciężko zaufać, gdy ciągle cierpimy, ból nie do opisania...Próbuję, naprawdę próbuję...
OdpowiedzUsuńGrażynko, tak mi przykro z powodu Twoich Córeczek...Znam historię. Grażynko, rozwiązuj swoje problemy tak jak napisałaś : po kolei, spokojnie, bez nerwów. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, dlaczego Bóg zabiera kochane nam osoby, zsyła choroby, pozwala na cierpienie i ból...wiem jedno, trzeba zaufać, tak mocno ufać, jak malutkie dziecko ufa swoim rodzicom. Ja jeszcze nie potrafię tak. Myślę, że chyba nikt z ludzi tak do końca nie potrafi zaufać Bogu...Myślę, że tylko Jezus to potrafił, a my musimy do tego dążyć. Ty Grażynko też jesteś blisko mojego serca, gdzieś wokół mnie. I bardzo się cieszę, że mogłam poznać Ciebie( taką prawdziwą, naturalną, bez "ale" i kochającą każdego człowieka bez względu na status czy chorobę).
OdpowiedzUsuńSkoro jestem w podobnym wieku, to napiszę: Joanno, Grażyno; jesteście bardzo Pięknymi i Mądrymi, Dzielnymi kobietami. Piszę to, bo wiem, że Prawda, Mądrość i Miłość nie są na amen związane z teorią - raczej wręcz przeciwnie. Inaczej to cymbałowe brzmienie, a Wy nie brzmicie jak cymbały... Racja - musimy ufać, jak dzieci, bo mamy za małe rozumy, by pojąć Bożą Mądrość i choć chciałoby się tupać nogami, i buntować, to i tak Tata wie lepiej. W chwilach, kiedy brakuje argumentów rozumu, ten jest chyba najbardziej rozsądny. Jezus wiedział doskonale, czego żąda, gdy naciskał na słowo UFAĆ... Kluczem jest odkrycie Go w cierpieniu, bo wtedy jest przecież najbliżej. Kiedyś Ojciec Józef Witko powiedział, że kiedy patrzymy przez pryzmat cierpienia na Boga - Bóg karleje, gdy patrzymy na cierpienie z Bożej perspektywy - ono staje się małe... Dla Faustyny bywało rozkoszą. Wiem, łatwo pisać..., ale gdyby to miało pomóc - to czemu nie...? Pozdrawiam Was i ściskam - niestety na razie tylko wirtualnie. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy razem ze wszystkimi, których kochamy i których kochać powinnyśmy ucztować przy jednym Niebieskim Stole. Będzie to piękne Spotkanie...
OdpowiedzUsuń