Gdyby można było zatrzymać czas...
Czekałam na wyniki z MRI, ale ich nie otrzymałam. W poniedziałek pojechałam na rezonans szyjny, dr powiedziała, że w kolejny poniedziałek otrzymam płytki z opisami odcinków: lędźwiówki, piersiówki i szyjny.
Choroba postępuje, czuję silne bóle w plecach, nogach. Dwa lata ciężkiej rehabilitacji i ta nadzieja na chodzenie prysła jak banieczka. Nie mogę wstać z łóżka, nie zrobię już kroku, wróciły pampersy...
Jeszcze trzy tygodnie temu mogłam sama powolutku podejść do łazienki, teraz...no własnie teraz: leżę w łóżku, biorę kroplówki i tyle...a może aż tyle...
Dwa lata temu zaczęłam czuć "dziada" w plecach, po częściowej resekcji przestałam. Teraz jest to samo, czuję go znowu, ale w części lędźwiowej. Zabrał mi nogi, dół pleców, a w zamian dał silny ból, na który nie pomaga transtec ani sevredrol.
Szczepionka od prof Czudka chyba również nie działa.
Gdy leżałam na rezonansie, przed podaniem kontrastu podeszła dr i pogładziła mnie po głowie.
- Biedna dziecinka, maleńka...
Rozpłakałam się, nie dałam rady, beczałam jak dziecko, szlochając i zanosząc się od płaczu.
Ona mnie zna, robię tam cały czas rezonanse, widzi jak to szybko postępuje.
- Kochanie, musisz szybko z tym iść do swojego profesora.
- Tak wiem proszę Pani, wiem...
Wiem również co będzie dalej, gdy do niego pójdę. Rozmawiałam z nim w grudniu...
Kolejna operacja, w najlepszym przypadku paraliż całego ciała, bez możliwości odwrotu, ze względu na wcześniejsze sparaliżowanie. W najgorszym, to jak ciało nie poradzi sobie z drugą tak ciężką operacją.
Rdzeń- fundament całego organizmu. I ta przeklęta bariera krew płyn. I ta moja Ependymoma, która tam akurat się zagnieździła. Czasami zastanawiam się, dlaczego nie dostałam jakiegoś normalnego raka, na którego są protokoły leczenia, który jest opracowany przez naukowców. Za to mam takiego dziecięcego, bez jakichkolwiek prognoz, bez leczenia, po prostu sama sobie. Od dłuższego czasu dużo pieniędzy idzie na leczenie alternatywne, nawet nie wiem czy to coś pomaga, czy nie pomaga.
Ale stosuję, pomimo, że nowotwór w rdzeniu rozrasta się w bardzo szybkim tempie to biorę. Podejrzewam, że to co stosuję do tej pory pozwoliło okiełznać mojego " dziada" na jakiś czas, że mogłam przez chwilę poczuć się prawie jak zdrowa, prawie chodzić, prawie być samodzielna,prawie...
No właśnie, ten ostatni rok, kiedy walczyłam o to " prawie" to był trudny, a zarazem piękny czas. Wydawało mi się, ze to, co najgorsze to za mną, że już tylko lepiej i do przodu, ale...
No właśnie, ale...nowotwór jest nieobliczalny, pomimo starań, metod,
które stosuję i milion innych czynności, on powraca...
Powraca silniejszy, agresywniejszy i z większą mocą...
Tylko skąd nabrać sił, no skąd? Żeby ponownie stanąć do walki...
Jak to wytłumaczyć dzieciom, kluseczce...
Serce pęka mi na tysiące kawałków, nie wiem, kiedy je pozbieram, czy dam radę...Mateńko moja...
Zamykam oczy; JEZU, TY SIĘ TYM ZAJMIJ.
Ja nie mam sił...
Asia...no tak czułam, ze cos sie dzieje , co nie pozwalało Ci na bycie wsród nas na fb..nawet miałam pisać do ciebie , ale u mnie też takie rożne góra -dół..no trudny czas....czas ,z którym musisz się otrzaskać i znaleźć w nim jednak siły...trochę mnie martwi, ze na podstawie tego co "wiesz i nie wiesz", gestów pielęgniarek, min i reakcji napisałaś sobie scenariusz.....tak nie wolno....rozmowa z mądrym lekarzem będzie jakąs wytyczną , aczkolwiek też nie do końca, bo organizm Twój jest tylko Twój i on tez potrafi wiele niezależnie od prognoz i przykładów medycznych....pozbieraj Asiu , te tysiące kawałków popękanego serca i znajdź w tym siłę...tylko poproś o mocniejsze p/bólowe bo trudno w bólu iść do boju...cóż z tego , ze napiszę , ze tak bardzo chciałabym Ci pomóc...jak bym mieszkała blisko, pewnie byłabym codziennie u Ciebie..śmiałybyśmy się, płakały, gadały, podnosiły, obniżały, myły , jadły....buziaczki duże, mocne....
OdpowiedzUsuńJoasiu <3 tak bardzo mi przykro :( Nie poddawaj się.Nadzieja umiera ostania.
OdpowiedzUsuńJoasiu , jak czytam , to mi serce też pęka. Na bóle podawałam Ci sposób...
OdpowiedzUsuńNikt nie dowierza , a zupełnie niedawno sąsiadka mi dziękowała .Pomogło na pooperacyjną , niegojącą się ranę.
Brakuje mi słów pocieszenia, ale widzisz , jeszcze nie ma przecież wyniku .
Nie PISZ I NIE MYŚL o tym "dziadzie " MÓJ" Nie utożsamiaj się z nim. On jest obcy !
Cierpisz tak bardzo i jednocześnie zamartwiasz się o to , jak wytłumaczyć bliskim Osobom...
To piękne , ale Ty przede wszystkim skup się na sobie...
Czy próbowałaś MEDYTACJI ? Koncentrujesz się na własnym ciele , odczuciach , oddechu... Słuchaj pięknej muzyki (ja tak walczę ze swoją zdiagnozowaną depresją od kilku lat)
"Czasem ciało jest zdrowe a czasem chore .Obserwuj , tylko obserwuj i nagle będziesz miał poczucie całkowicie innej jakości bycia.
Nie jesteś ciałem . Ciało jest oczywiście chore , ale Ty nie jesteś chory Ciało jest zdrowe ale to nie ma nic wspólnego z Tobą.
Jesteś świadkiem ,obserwatorem na wzgórzach... daleko stąd.Oczywiście jesteś uwiązany do ciała,ale nie utożsamiony z nim;zakorzeniony w ciele,ale zawsze poza nim,przekraczasz je.
Pierwszą medytacją jest oddzielenie siebie od ciała
Stopniowo ,kiedy obserwacja ciała stanie się bardziej przenikliwa, zacznij obserwować myśli, które nieprzerwanie płyną przez Twój umysł.
Ale najpierw obserwuj ciało.
Kiedy się już dostroisz zacznij obserwować umysł.
Wszystko, co można obserwować staje się od ciebie oddzielone
Wszystko, co możesz obserwować nie jest tobą;jesteś obserwującą świadomością.
Obserwowany jest przedmiot, ty jesteś subiektywnością.
Kiedy stajesz się świadkiem, ciało i umysł pozostają daleko.
Nagle jesteś -bez ciała i umysłu... czysta świadomość, sama czystość , niewinność i zwierciadło .
W tej niewinności po raz pierwszy wiesz ,kim jesteś.
W tej czystości po raz pierwszy egzystencja staje się życiem.
Po raz pierwszy jesteś.
Przedtem po prostu spałeś i śniłeś ;teraz jesteś.
A kiedy jesteś, wtedy nie ma śmierci. "
/OSHO/
Asiu , wciąż myślami i sercem z Tobą jestem....
Pani Joanno.... strasznie mi przykro z tego co się u pani dzieje :( :( :( wciąż wierzę, że to wszystko się zmieni na tą lepszą stronę i jeszcze pani pobiegnie przed siebie :) pozdrawiam, ściskam i duuuuuużo zdrówka życzę :)
OdpowiedzUsuńPan Asiu tak bardzo chciałabym,troszkę ulżyć Pani w tych cierpieniach. Jak to zrobić ......? . Czy zna Pani zdanie Jerzego Zięby na temat leczenia raka. Dużo jego wykładów można wysłuchać na YouTube. Pozdrawiam serdecznie. Myślami jestem z Pani i wierzę , że już niedługo nadejdą lepsze dni.
OdpowiedzUsuńAsiu.....no, nie buduje wynik, ale najgorsze , co możesz teraz robić to płakać, bo dajesz pożywkę rakowi... wzmacniasz jego, a osłabiasz siebie...bardzo osłabiasz...mając przez okres choroby silną motywację do walki miej ją dalej i błagam nie osłabiaj się rozpaczą myślenia i płaczu....ta droga zabierze Ci siły.....i nie mów o raku "mój"....dzieci Twoje myślą pozytywnie, rodzina dalsza, znajomi, przyjaciele dalej myślą pozytywnie....ta mnogość energii, dobrej energii płynie do Ciebie bezustannie...nie marnuj jej na rozpacz.... całuję....
OdpowiedzUsuńwciągające
OdpowiedzUsuń