- Mamusiu , nie płacz, już tata dzwoni po pogotowie, przyjadą, to pomogą Ci, tylko nie płacz.
Silne drgawki nie pozwalały mi nic wypowiedzieć. Tylko łzy, które same spływały. Widziałam, jak mąż się mota po mieszkaniu, odpowiadając dyspozytorce na co choruję, od kiedy te drgawki, co mi
w ogóle jest. Zbyt dużo tych pytań, aby jechać i uratować życie człowieka.
Moja dobra i kochana kluseczka.
Boże mój , jak ona zniesie ten mój atak, a jak odejdę i nie zdążę jej powiedzieć, jak bardzo mocno ją kocham? Ją i jej siostrę, jej brata, mojego cudnego męża?
Próbuję powiedzieć, że nie chcę do szpitala, chcę zostać w domu, przecież mówiłam im tyle razy, że jak mam odejść, to tylko w domu. Nie chcę w szpitalu, w zimnej sali z obcymi ludźmi. Przecież wiedzą...
- Mamuś słyszysz już jadą, zaraz Ci pomogą. Będzie dobrze mamuś. Boże, żeby mamę nie bolało. Mamuś boli Cię?
Jak odpowiedzieć kochanemu dziecku, jak nie mogę, słowa nie wychodzą, usta nie chcą ich wypowiadać. Jakby ktoś mi zasznurował twarz. Żadnego ruchu, nawet ręką nie mogę zrobić, a ciało bezwiednie samo skacze i się trzęsie. Nie mogę i nie potrafię nad tym zapanować. Dlatego płaczę, dlatego tylko te łzy są moim łącznikiem ze światem.
Jest. Przyjechało pogotowie. Tylko po co na sygnale. Przecież jeszcze chyba nie umieram.
- Na co Pani choruje?
Mąż z troską odpowiada na wszystkie pytania, ja cały czas drgawki, zimno mi, okryta trzema kołdrami. Drgawki niemal wywalają mnie z łóżka, wtedy jeden z ratowników się mnie pyta
z sarkazmem, czy ja potrafię mówić.
Ja?
W tej chwili chciałam im wygarnąć, powiedzieć, że ja tutaj odchodzę, drgawki i gorączka zabierają nie po trochę, a oni zadają tysiące zbędnych pytań.
- Tatuś dzwoń po Panią Gosię. Ona mamusi pomoże. Szybko!
Moja rezolutna córeczka. Boże mój , jak dobrze, że mi ja dałeś. Szybka jej reakcja być może uratowała mi życie. Dobrze, że moja pielęgniarka hospicyjna mieszka tak blisko. Lekarz
z ratownikiem próbowali zakłuć żyłę. Nie dało rady przez drgawki. Ale już słyszę, jak do domu szybkim krokiem wbiega moja Pani Gosia. Jak dobrze, będę żyła...
Jej szybkie ruchy, wbicie, ekg, palec, ręka, kroplówka...
Poszło...
Powoli widzę jej twarz, moja Pani Gosia...
- Witamy Pani Joanno!
Jestem, o tak, znowu jestem. Częstoskurcz, atak padaczki, późne skutki popromienne, inhibitory, to tylko podejrzenia. Pogotowie jeździ do pacjentów nie mając żadnych leków tylko ketonal.
Do pacjentów hospicyjnych nawet nie chcą wyjeżdżać, to okrutne.
Powolutku ustępują mi drgawki. Moja kluseczka wyciera mi czoło. Zdejmują ze mnie pierwszą i drugą kołdrę. Dopiero czuję, zaczynam czuć ból w ręce. A to dobry znak. Drgawki ustępują powolutku. Zaczynam mówić pierwsze wyrazy, które sama słyszę.
Wraca mi mowa, jak cudnie, mogę mówić. Pojedyncze wyrazy, jakby mój mózg na nowo robił szybki reset tego wszystkiego, czego się nauczyłam.
- Dziękuję Pani Gosiu.
- Proszę dziękować Krzyśkowi, że po mnie zadzwonił tak szybko.
Tak, Mój dobry mąż. Jaki on musi mieć opanowany system nerwowy.
Kroplówka zleciała o drugiej w nocy. Wszystkie funkcje powoli wróciły. Jak pielęgniarka wyszła, wszyscy byliśmy tak zmęczeni, że sen był wybawieniem dla nas. Martwiłam się tylko, jak moja kluseczka poradzi sobie w szkole, ale ona jest silna, mimo delikatnej natury.
Jej wychowawczyni to dobra kobieta, bardzo ją wspiera. Myślę, że dobrze trafiła do tej klasy.
Rano pozostał tylko silny ból głowy, ale żyję...Nadal...Jeszcze...
Tyle, ile będzie mi dane przez Szefa.
Dziękuję za ten dar.
💚
Tyle przechodzisz i w tym wszystkim "jeszcze" wierzysz w Boga... Nie mówię, ze to źle, że ja nie wierzę, że go nie ma. Może nawet trochę zazdroszczę że go masz, ja wciąż żyję w próżni, zastanawiając się jaki jest sens, i czy w ogóle to co się dzieje ma sens czy jest falą przypadków. Masz cudowną rodzinę! Niezależnie od wszystkiego nie jesteś i nigdy nie będziesz sama :*
OdpowiedzUsuń