środa, 19 lutego 2020

PODSTĘPNY I OKRUTNY BÓL

Przychodzi w nocy, jest już prawie ranek, od razu budzi, aż ciało drętwieje.
Każdej nocy bardzo boję położyć się spać. Wiem, czuję, że gdy zbliża się trzecia nad ranem ostry, cięty ból swymi łapskami mnie obudzi.
Zaczyna świdrującym bólem pod łopatką, wchodzi na nią, żeby swymi mackami objąć całość jednej
 i drugiej. Później z prędkością światła pędzi w górę, żeby dojść do szyi. Atakuje całą, nie rozdrabnia się na szczegóły.
Ból obejmuje połowę pleców, żebra, gdzie aż ciężko oddychać.
Zdrętwiałe ręce nie mogą sięgnąć żadnych leków...wody.
Z płaczem budzę Krzysia, żeby mi podał pec fent, bo mnie zmroził...zabrał zdolność poruszania. Każda pozycja jest wtedy zła...boli...ciągle boli...już wszystko boli...


                               Za jakiś czas przechodzi, mogę spokojnie odetchnąć.
Plaster z morfiną naklejony, sterydy w końskiej dawce brane regularnie i mnóstwo innych przeciwbólowych. Względnie ból opanowany w ciągu dnia. Lecz, gdy zbliża się noc oblewa mnie zimny pot. Usnąć nie mogę, nawet hydroksyzyna nie pomaga. Ja wiem, czuję, że znowu przyjdzie,
że znowu mnie obudzi...Zastanawiam się zawsze jak długo? ile czasu teraz będzie mnie dręczył?

               Jak dobrze rozumiem ludzi, którzy cierpią, których ciągle coś boli, że nie można opanować tego bólu.

Rano, kiedy Krzysiu próbuje mnie posadzić na łóżku ból jest już nie do opisania. Wtedy moja dusza wyrywa się z ciała, wtedy łzy w ekspresowym tempie zalewają policzki, wtedy...tak, wtedy myślę,
że nikt nie powinien tak cierpieć, nikogo tak nie powinno boleć, wtedy...chce już, żeby to się skończyło...wtedy chcę już zasnąć...na zawsze...Wtedy proszę Boga...

                       Ale ból po chwili przechodzi, po lekach. Wtedy przepraszam Boga, bo ja tak bardzo chcę tutaj jeszcze zostać. Chcę zobaczyć jak moje dzieci ułożą sobie życie, ich wybory, decyzje. Chciałabym ukochać wnuki, wnuczki.
Wtedy, kiedy będzie dobrze, kiedy wszyscy moi bliscy będą szczęśliwi, kiedy wszystko im się
w życiu ułoży. Wtedy mogę odejść tak naprawdę...

 Czekam na termin od onkologa na mri. Do końca lutego mam dostać.
Ponownie mnóstwo strachu i kolejne nieprzespane noce, czekając na wynik.
Tak mocno pragnę, aby to leczenie działało. Aby guzy nie rosły. Może nawet tak boleć, mogę jeździć na wózku, ale żeby ten nowotwór był stabilny, nie ruszał się.
A marzeniem jest, jakby zniknął, choć wiem, że to niemożliwe. A jednak mam takie własnie marzenie, moje marzenie.

Z wózkiem i bólami można sobie radzić, a z nowotworem przegrać...



2 komentarze:

  1. Asiu... Tak bardzo mi przykro. Nikt nie powinien bać się zasypiać z powodu przychodzącego bólu. Bólu wielkiego, strasznego, dla większości z nas nie do wyobrażenia. Trzymam kciuki za Ciebie, aby sytuacja się unormowała. By ten niechciany, zły, straszny ból ustąpił, albo chociaż zelzal. Abyś miała lepszy komfort życia. Tego Ci życzę i mocno wierzę, że to wkrótce minie. Że będziesz miała swoje chwile wytchnienia. Pozdrowienia dla Ciebie Asiu i dla Twojej wspaniałej rodziny, która dba o Ciebie najlepiej jak umie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Mariolciu.
    Ciagle trwa ustawianie tych wszystkich leków. A ja ze zmęczenia i braku snu padam.

    OdpowiedzUsuń