Trochę czasu minęło od poprzedniego wpisu. Tyle się ciągle dzieje,że czasami nie wiem jaki to dzień tygodnia.
Otrząsnęłam się ze złych wieści i zaczęłam dalej coś działać.
Aby wysłać dokumentacje do Centrum protonoterapii w Pradze, trzeba było stworzyć wirtualny dysk, przez który wysyła się obrazy i karty leczenia przetłumaczone na język angielski. I tutaj pomogła mi siostra, bo ja to niestety starszy rocznik i nie orientuję się
w tych sprawach. Czekamy na jakieś wieści.
Niedawno zadzwoniła do mnie Magda, kuzynka mojego męża, która mieszka niedaleko Essen i zaproponowała mi pomoc w załatwieniu leczenia protonami.
Wtedy poczułam coś takiego, że mój Anioł Stróż bardzo czuwa nade mną. Madzia, która od dzieciństwa mieszka w Krefeld, samodzielnie nauczyła się języka polskiego, chce pomóc osobie praktycznie nieznanej. Jak to się dzieje, że Szef
z każdej porażki, z każdego nieszczęścia wyciągnie dla nas coś dobrego, coś, co nie zachwieje naszej wiary w drugiego człowieka, w Jego dobroć.
Ja ciągle patrzę na swoje życie jak na ten dywan pleciony, ale od spodu, widzę mnóstwo nitek, supełków, nic razem do siebie nie pasuje. Ale od jakiegoś czasu udaje mi się zerknąć na przód tego, jakże pięknego dywanu zwanego ŻYCIEM. Wszystko ma swoje miejsce, czas.
Dopiero dostrzegłam, że jak coś mi nie wychodzi, nie idzie po mojej myśli, to oddaje wszystko Szefowi.
- No Szefie, ja to już sił nie mam do tego. Zrobiłam co w mojej mocy. Ufam, że wymyślisz coś lepszego. Skoro mi nie wyszło, to znaczy, że Ty wiesz lepiej.
I tak to później pojawiają się rozwiązania. Może nie od razu, czasem w ogóle się nie pojawiają. To wtedy myślę, że tak mam teraz iść, tak postępować.
Nie mam pojęcia dlaczego tak długo zwlekali z tymi protonami w Charite, dlaczego od razu nie powiedzieli, że nie robią rdzeni. Ale tak wyszło. Może mam iść dalej, gdzieś indziej Szef mnie wysyła... Ja teraz tego nie wiem...
Na tą chwilę wiem jedno - wróciłam na rehabilitację do Aksonu.
Oj, już musiałam. Zesztywnienie, bolesna spastyka tak mi dokuczały, że ponownie mam ćwiczenia z Witem.
Dostałam na konto Fundacji rozliczenie 1%. To nie są jakieś kosmiczne kwoty, jak niektórzy się pytają. Wystarczy mi na jeden miesiąc rehabilitacji w Aksonie. Dlatego jestem bardzo szczęśliwa i zadowolona. Jeden miesiąc prywatnych ćwiczeń to jak dwa miesiące na NFZ.
Dorosłym osobom znacznie trudniej zbierać i prosić o ten 1%, może dlatego tak jest. Nie wiem.
Ale z całego swojego ogromniastego serca chciałabym podziękować wszystkim moim DARCZYŃCOM. Za przekazanie swojego 1% dla mnie. Nie marnują się Wasze pieniążki. Każdego dnia ciężko ćwiczą i nabierają sil.
Z bardzo dobrych wiadomości - rezonans głowy - czysto. Żadnych nacieków, npl, loży, torbieli, tętniaków. Moja radość była wielka. W tej sytuacji, to najlepiej wydane pieniądze przez moją siostrę.
Kolejnym razem chciałbym opisać to, co spotkało mnie, a może raczej kogo spotkałam przed operacją i podczas operacji. Jest to trudne do napisania i potrzebuję więcej czasu.
Jak trafiłam do Nieba, o rozmowie z Jezusem...mój Anioł Stróż...
Wiem, że mnóstwo ludzi w to nie wierzy, a ja mogłabym to wykrzyczeć, powiedzieć, ale na razie nie potrafię tego ubrać w słowa.
Może w kolejnym blogu...
Myślę o Pani codziennie. Mam nadzieję,że w tym wszystkim co się jeszcze wydarzy zawsze znajdzie Pani sens...że to wszystko prowadzi do celu...do zdrowia. Z całego serca tego życzę...I jeszcze dużo radości. Jest Pani Wielka.
OdpowiedzUsuńASIEŃKO WIERZĘ ,ŻE SZEF MA DLA CIEBIE NIEWYOBRAŻALNE PLANY .
OdpowiedzUsuńAsieńko , niech się plecie ten najpiękniejszy Twój dywan .
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz . Wzruszyłam się . Wciąż , z każdego Twojego słowa , emanuje siła i wiara.
Czuję to i dlatego wiem -będzie dobrze...
Czekam , aż dobierzesz odpowiednie słowa i opiszesz to spotkanie..
Dla mnie takie świadectwo będzie ukojeniem...
<3
Pani Joasiu , jak sama Pani pisze,że w każdej trudnej nawet wydawałoby się bez wyjścia sytuacji pojawia się światełko. Nie jest Pani sama w tej drodze i to jest najważniejsze. Niech Anioły będą zawsze przy Pani . Jest Pani stale w moich myślach i secu Pani Joasiu i wierzę, że musi być dobrze.
OdpowiedzUsuńPani Asiu nie znamy się osobiście ale jest mi Pani i bardzo bliska. Śledzę Pani walkę z chorobą i wierzę, że się uda. Jest Pani piękną , silną kobietą i ma dla kogo walczyć. Tak dużo wie Pani i o tej chorobie i na pewno znajdzie się sposób na jej pokonanie Liczę na to, że kiedyś ten nieproszony gość się podda. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJoluś dziękuję za słowa wsparcia. Ja ciągle się łudzę, ze ten dziad jakimś cudem zniknie w końcu. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńPani Aniu, ja ciągle jeszcze wierzę...
OdpowiedzUsuńMoja Ty Grażynko kochana...
OdpowiedzUsuń