wtorek, 4 lutego 2020

ODROBINA NORMALNOŚCI

Najgorsze są wymioty. Rano, południe, czy późny wieczór. Brzuch zaczyna nagle mierźwić
 i wymiotuję. Pół roku już to trwa.  Schudłam przez to bardzo. Jak planuję co będę jadła, to koniecznie musi być lekko strawne i gotowane. Prawie zapomniałam jak smakuje normalne jedzenie. Krzysiu, albo Tomasz muszą specjalnie dla mnie coś ugotować, bo żołądek nic nie przyjmuje.
Nie pomagają leki na wymioty, nic a nic.
Ból głowy i nerwobóle paraliżują mnie okropnie. Do bólu nóg, pleców i żeber chyba się przyzwyczaiłam, jak można to tak nazwać.

                 Rezonans głowy na początku marca, bo się w naszym szpitalu popsuł. Tak bardzo martwię się, żeby to nie było od tego guza w głowie. Tak mocno bym chciała, żeby to było od tej chemii, którą teraz przyjmuję. Chemię jakoś zniosę, poradzę sobie, a z guzem mózgu już nie dam rady, za słaba jestem.

Luty 2020
Sześć lat temu zachorowałam, a dopiero po roku otrzymałam pełną diagnozę.
Ependymoma , czyli wyściółczak wewnątrz rdzenia, na całej jego długości.
Tyle czasu już dostałam od życia.
Choć czuję, że choroba postępuje, bo bardzo słabnę i ten przerzut w głowie, to ciągle walczę.
Ktoś pisze:

- Walcz!

A przecież robię to od sześciu lat.
Jest ciężko, nie powiem, że dobrze, bo dobrze nie jest. Są dni, kiedy nie mam siły wstać z łóżka, otworzenie oczu jest tak bolesne, jakby ktoś buchał w nie ogniem. Każdy dotyk wtedy boli, nawet zmiana pampersów.
Ale też są dobre dni. Ciśnienie dobre, ból, jakby mniejszy. Wtedy Krzyś sadza mnie na łóżku i mam normalne życie.
Kiedyś normalnością było dla mnie, że wstaję z łóżka, myję się, mogę sama wyjść na dwór, na zakupy, do pracy...
Teraz normalnością jest, gdy siedzę w miarę sama na łóżku, kiedy Krzyś sprowadzi mnie na wózku po schodach na dwór, kiedy słonko ogrzeje mi policzki i poczuje wiatr na twarzy. Taka moja  namiastka normalności.

- Nowotwór masz już na całe życie. Nie pozbędziesz się go...
Możesz go uspać, zaleczyć, wyciąć kawałek, spalić cząstkę...ale będzie z Tobą już na zawsze...

Z  niepełnosprawnością na wózku można żyć, można długo z tym żyć. Znam osoby, co prawie trzydzieści lat jeżdżą na wózku i można powiedzieć, że są szczęśliwe i zdrowe w pewnym sensie.
A walka z nowotworem zawsze jest nieprzewidywalna. Co u jednego się sprawdza, u drugiego może być zabójcze.

Kiedyś ktoś napisał do mnie:

- Z czego tak się cieszysz kobieto?

- Ano z tego, że to właśnie ja zachorowałam. Nie moje dzieci, czy mąż, tylko ja.
I cieszę się, że przed chorobą miałam dobre życie. Byłam zdrowa, mogłam biegać, chodzić, urodzić
i podchować dzieci. Być porostu szczęśliwa.
Życie przed chorobą było inne, jakże różne od tego teraz...

Mimo wszystko dziękuję Bogu za każdy dany mi dzień.


2 komentarze:

  1. Asiu, jesteś dzielną kobietą. Masz wrażliwe piękne wnętrze i duszę.Życzę Ci siły, nadziei, jak najspokojniejszych dni. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariolciu, pozdrawiam Ciebie serdecznie i cała Twoja rodzinę.
    Dziękuję za słowa wsparcia.
    Miło mi, że jesteś ze mną i mnie wspierasz.

    OdpowiedzUsuń