wtorek, 22 marca 2016

PRZYSTOSOWANIE DO WÓZKA

Nadeszły pierwsze święta i bardzo chciałam do domku. Krzyś zakupił mi wózek inwalidzki. Okazało się, że dofinansowanie należy się dopiero, gdy wyjdę ze szpitala. Moja rodzina nie bardzo miała jak mnie przetransportować z Wrocławia do domu, więc zrobili zrzutkę i kupili nowy wózek, żeby nie było później problemów.
Wsadzili mnie cyklopem na wózek. Dziwne uczucie. Nie mogłam usiedzieć, ześlizgiwałam się
z niego, trzeba było mnie przywiązać. Podłożyli mi poduszki, żeby lepiej trzymały. Siedziałam
i płakałam. Boziu, co ze mnie zostało? Nawet siedzieć sama nie potrafię, dlaczego tak się dzieje?
- Asik, jak wrócisz, to po świętach będziemy się uczyć siedzenia i wzmocnimy troszkę Twoje plecy, ok?
- A to się tak da? Tak bez czucia siedzieć?
- Nie martw się, wszystko się da, jak tylko będziesz chciała, musisz uwierzyć i myśleć o tym.
- Ciekawe? Już to wcześniej słyszałam. Jakaś zbieżność, czy wszyscy tutaj we Wrocławiu są po tej samej szkole?
Pojechałam do domku.
Trudna i ciężka droga, ale poradziłam sobie. Dużo siły musieli włożyć mąż i syn, aby wciągnąć mnie na górę. Ale udało się. Po czterech miesiącach pobytu w szpitalach mój domek był jak oaza, czułam się szczęśliwa, że wróciłam chociaż na trzy dni. Wszyscy przyszli, żeby mnie powitać. Tak się cieszyłam, choć zmęczenie i światło zamykały mi powieki. Wyszli, wszyscy poszli, abym odpoczywała. Patrzyłam na mój domek i łzy leciały mi po policzkach. Coraz mocniej i mocniej…
Wychodziłam z mojego mieszkania o własnych nogach, a wróciłam na wózku, przywiązana, żebym nie spadła.
Rozpłakałam się, łzy lały się strumieniami, gorące grochy ciekły po koszulce. Wszędzie zdjęcia jak stoję, jak biegnę, jak tańczę…Nie mogłam wytrzymać, nie mogłam i łzy zalały mi duszę, pociekły po wózku, nie dałam rady być w moim domku, gdzie byłam taka szczęśliwa, taka zdrowa
i taka biegająca na nogach…
A teraz? A teraz nic nie czuję, tylko głęboki żal, żal, który rozsadza mi duszę. I te łzy, które spływają po policzkach jak wodospad, który końca nie ma. A więc tak teraz ma wyglądać moje życie?
Kaleka na wózku! Tak, teraz jestem kaleka na wózku, muszę się z tym pogodzić. Przecież obiecałam sobie, że będę walczyć. No, ale łatwo powiedzieć, jak się jest daleko od domku. Poległam, poprosiłam, żeby położyli mnie do łóżka, umyli, zmienili pampera i dali kolację. Noc była koszmarem, ciągle budziłam męża, żeby mnie przewracał na boki, łóżko było domowe, a nie szpitalne, a ja odzwyczaiłam się od domowego. Wszystko przemokło, było mi wstyd.
- Mamusiu, nie martw się, będę Cię zawsze przewracała, jak tylko będziesz chciała, w nocy nawet kilka razy mogę przychodzić, mam nawet taki dzwoneczek, żebyś mogła mnie wezwać. Mamusiu, tylko nie płacz, proszę…
Moja najmłodsza córeczka, pewnie zrobiłaby wszystko, żebym nie płakała. Moja Kluseczka pochodzi z ciąży bliźniaczej, lecz niestety, tylko Ją przywitaliśmy na świecie. Ale wszędzie Jej pełno, jakby ze dwie Jej było, kochana Nasza…
- Dobrze Kluseczko, mamusia już nie będzie płakała. Przyjmuję Twój dzwoneczek i obiecuję, że jak będę potrzebowała pomocy, to wezwę moją małą księżniczkę.
- Ok i pobiegła do pokoju.
Och, jak cudownie być w domku, obudziłam się z zapuchniętymi oczami ale to Wielkanoc, najważniejsze święta. Choć były bardzo skromne. Zeszła się rodzinka, każdy przyniósł jakieś ciasto, sałatkę. Pod wieczór bolał mnie kręgosłup od siedzenia na wózku i głowa od wrażeń. Ponownie do swojego łóżeczka. Noc przeszła już znacznie lepiej. Użyłam raz dzwoneczka, żeby Kluseczka czuła, że jej bardzo ufam.
Musze tylko powiedzieć, że te pampery dla dorosłych są do bani. Przeciekają wszystkimi boczkami, nie do opanowania. Są beznadziejne, nie są chłonne, w ogóle nie nadają się do zakładania. Przydały by się takie jak dzieci mają, z powłoką, nie przemakające. Ale cóż można zrobić? Może kiedyś ktoś mądry wymyśli coś dla dorosłych ?
Bardzo ciężko mi było rozstać się z rodziną, żeby powrócić na oddział. Znowu było morze łez. Nie mogłam tego opanować, no nie mogłam! Cała koszulka mokra, oczy spuchnięte.
- Mamo, nie martw się. Będę pilnował sióstr i pomogę im w lekcjach. Obiecuję.
Nawet nie zauważyłam, kiedy z mojego malutkiego synka stał się takim pięknym i odpowiedzialnym mężczyzną. Mój synek, matko, kiedy On tak urósł? Kiedy to się stało? Czy przez tą przeklętą chorobę przeoczyłam wejście w dorosłość mojego synka? To niesprawiedliwe!
Ale wiedziałam, czułam, że będzie dobrze, że dzieci sobie poradzą, że mogą na siebie liczyć. Gdy odjeżdżałam i machałam do nich na pożegnanie, czułam w sobie siłę, chyba po raz pierwszy uwierzyłam, że może się uda. Byłam dumna, że mam mądre dzieci, że wspierają się wzajemnie, że dobrze je wychowaliśmy z mężem. W całym tym smutku, patrząc na nie w oknie, wiedziałam, że One są silniejsze niż Ja, że swoją siłę rozdzielają miedzy siebie a rodziców.
Dziękuję Ci Boże za piękny Dar w postaci moich Dzieci.

2 komentarze:

  1. Pani Joanno. Na wstępie gorąco Panią pozdrawiam. Osobiście nie znamy sie ,ale mieszkamy na tym samym osiedlu . Wiem co Pani przechodzi. U mnie pod końca zeszłego roku pojawiły sie okropne bóle pleców w odcinku lędzwiowym ,przeokropne bóle bioder ,przy każdy ruchu pojawiały się łzy. Tomograf pokazał ze mam małe przepuklinki . Również tak jak Pani znalazłam sie w szpitalu z podejrzeniem chorób reumatologicznych m.innymi RZS itd. Tabletki przeciwbólowe i przeciwzapalne uśmierzały delikatnie ból. I tak do lutego tego roku. Postanowiłam zrobić rezonans. I wyszło...najprawdopodobniej nerwiak ,lub oponiak umiejscowiony wewnątrzoponowo kanału kręgowego ! Pierwsza myśl ? Co to jest??? Co robić? Zaczęło sie szukanie "dobrego fachowca" .Znalazłam Wrocław -profesor być może nawet tego samego co Pani. Operacja na Borowskiej USK . Minął już miesiąc od zdiagnozowania i od operacji Okazało sie ze ten mój "dziad" to guz wewnatrzoponowy w kanale kręgowym -wyściółkacz śluzokowobrodawkowaty ,na szczęście nie złośliwy ,ale....nigdy już nie będę spokojna. Podczas operacji usunięto mi pewne nerwy ,czucie w nogach słabsze itd...Czekają mnie jeszcze konsultacje onkologiczne i rehabilitacja . I tak jak Pani miałam i mam przy sobie moja rodzinę która wciąż jest przy mnie. Kochane osoby :)
    Tyle ciepła i wparcia. Bez Nich nie wiem czy nie załamałabym się .Pani Joanno życze Pani dużo wiary ,cierpliwości , ale przede wszystkim duuuuużo zdrowiaaaaa. Trzymam kciuki za Panią .
    W związku, iż zbliżają się święta Wielkanocne , życzę Pani oraz Pani rodzinie aby Zmartwychwstanie Pańskie, które niesie odrodzenie duchowe, napełni wszystkich spokojem i wiarą, dał siłę w pokonywaniu trudności i pozwoli z ufnością patrzeć w przyszłość...

    OdpowiedzUsuń
  2. Storczyku, tak jak napisałaś, do końca życia za uchem będzie nam się paliła czerwona lampka " dziad " ! Lecz nie możesz się poddawać. Nie napisałaś, czy możesz samodzielnie chodzić, czy poruszasz się na wózku. Wyścółczak jest bardzo podstępny, ponieważ uwielbia się odradzać i narastać. Na Hirszfelda leczyła mnie dr Dębicka, bdb lekarz, zrobiła tyle ile było można. No niestety ja muszę szukać dalej, gdyż mój dziad ciągle w rdzeniu siedzi, choć już przeszłam cały protokół leczenia z NFZ. Jesteśmy z jednego osiedla, to może znamy się z widzenia? Chętnie służę pomocą w razie jakichkolwiek pytań.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń